MISJA – Michel DESMARQUET
„W czerwcu 1987 roku Michel Desmarquet (1931-2018) został wybrany, żeby odbyć podróż międzygwiezdną w naszej Galaktyce i odwiedzić planetę zwaną TJehooba. Powierzono mu misję napisania książki zawierającej krytycznie ważny przekaz TJehooby dla obecnych mieszkańców Ziemi.
TJehooba יהוה jest najczęściej spotykanym słowem w Starym Testamencie (Księga Rodzaju), ponieważ jest to imię planety „aniołów”, którzy m.in. zamienili miasta Sodomę i Gomorę w Morze Martwe, pomogli Mojżeszowi wyprowadzić hebrajczyków z Egipskiej niewoli, i którzy dali Mojżeszowi 10 przykazań – 3250 lat temu. Podróż Michela odbyła się metodą tzw. „przeistoczenia” (trans-substantiation), które polega na opuszczeniu czasoprzestrzeni i powrocie do niej w innym miejscu w naszej Galaktyce. Książka pod tytułem „Misja” zawiera szczegółową relację Michela z tej niezwykłej podróży.
Cytat: „Człowiek istnieje fizycznie wyłącznie po to, by rozwijał się duchowo.”
To, co mogliście przeczytać powyżej to ogólnodostępny opis książki, ale nie oddaje nawet części tego czym ta książka jest…
Wokół książki krąży wiele kontrowersji. Jedni uważają ją za fenomenalną i niesamowitą, drudzy doszukują się niespójności, zarzucają jej infantylność i nazywają ją kiepskim SF. Być może tak jest. A może jednak nie? Jak niejednokrotnie wspominam, nie możemy niczego być w 100% pewni i tak samo entuzjaści, jak i sceptycy mogą mieć rację w tym przypadku. Oczywiście jak zwykle, aby wyrobić swoje zdanie i oceniać coś, trzeba tego samodzielnie doświadczyć, w tym przypadku przeczytać.
Zanim zaczniemy oceniać autora, należy się przyjrzeć historii wydania tej książki, bo jest ona dość ciekawa. Twórczość Michela Desmarquet’a ogranicza się bowiem do tej jednej jedynej książki. Nie jest on pisarzem, nigdy nie pisał książek i nie zajmował się ich wydawaniem. Dostał jak twierdzi, swego rodzaju tytułową “Misję”, aby opisać to co zostało mu pokazane i tutaj albo miał ogromną wyobraźnię i wszystko jest zwykłą mistyfikacją, albo coś jest na rzeczy. Książka rodziła się w bólu, przez blisko 3 lata, bo Michel robił to pierwszy raz i czytając ją można zauważyć, że nie miał jakiegoś super łatwego przekazu do przelania na papier. Kiedy to już książka powstała, a Michel w 1995 roku po przetłumaczeniu jej na język angielski sam sfinansował druk 10 000 książek, okazało się, że żadna z księgarni w USA, nie chciała jej sprzedawać (!) Jest to dla mnie niezrozumiałe, ponieważ nawet jeśli to mistyfikacja, to czyni z niej książkę SF i nie widzę powodu, dla którego ktoś nie chciałby na niej zwyczajnie zarobić. Mimo to Michel musiał porzucić cały nakład książek i opłacać przechowywanie góry wydrukowanych książek…2 lata wcześniej, w Australii udało się sprzedać tylko bardzo mały nakład i żadne działania, włącznie ze zmianą tytułu, nie przynosiły żadnych rezultatów.
Michel ostatecznie popadł w depresję, opuściły go dwie kolejne żony, a on sam rzucił wszystko w 2000 roku, żeby odciąć się od tematu. Wyjechał do Wietnamu, aby tam zaznać “świętego spokoju”. Ostatecznie “oddał” ją w ręce Tomasza Chałko, który był przyjacielem autora i jednocześnie tłumaczem na język polski. Ten przejął rozpowszechnianie “Misji”, włącznie z udostępnieniem jej w całości za darmo w sieci. I to mnie mocno zastanawia, bo gdyby ktoś chciał na niej zarobić jako na książce SF, to od samego początku reklamowałby i sprzedawał ją jako takową pozycję, co wiele by ułatwiło. Po co robić sobie aż tak pod górkę? Ostatecznie książka ukazuje się za darmo w internecie, co znów się nie spina, jeśli ktoś chciałby na niej najzwyczajniej zarobić.
Niemniej jednak, po śmierci autora w 2018 roku Tomasz Chałko, przyjaciel Michela Desmarquet’a – inżynier, filozof, fizyk, wykładowca – pozostał swego “rodzaju” ambasadorem “Misji”.
Czym jest “Misja” Michela?
Książka, jak twierdzi autor, jest opisem autentycznych wydarzeń jakie miały miejsce 1987 roku, kiedy to w środku nocy został uprowadzony ze swojego ogródka, choć w tym przypadku właściwszym określeniem będzie – zabrany na “pouczającą podróż” przez obcą cywilizację. Podróż ta jest swego rodzaju przekazem. Porusza ona bardzo wiele wątków. Nie będę ich wszystkich opisywał i zachęcam do lektury, ale opowiada o wizycie Michela na planecie kategorii dziewiątej, o nazwie Tjehooba. Jest ona najbardziej rozwiniętą planetą pod względem duchowym i technologicznym. W swej podróży u boku Theo odwiedza Świat równoległy, dowiaduje się, czym była Atlantyda i Kontynent MU. Poruszony jest wątek reinkarnacji, praw duchowych rządzących światem, opisuje “dziewięć ciał”, z których składa się nasza dusza. Prawi o czakrach, ciele astralnym, ale także o historii piramid czy o ludziach, którzy zamieszkiwali naszą planetę dziesiątki tysięcy lat temu.
Mógłbym tak wymieniać długo, ale to nie zmieni faktu, że wiele z informacji poruszonych w książce pokrywa się z informacjami z innych przekazów, a wiele z nich jest bardzo trudnych do zweryfikowania, bo nie ma danych żadnych danych potwierdzających to co autor napisał w książce. Ci, którzy chcą znaleźć w niej coś ciekawego i podejdą do niej z otwartą głową, na pewno się nie zawiodą. Dla tych z Was, którzy stąpają mocno po ziemi, są konserwatywni i nie przyjmują niczego poza twardymi faktami – nie traćcie czasu, to nie będzie lektura dla Was. Jednak jeśli jesteś na moim blogu, zakładam, że należysz do tej pierwszej grupy, która chociaż sprawdzi, zanim oceni 🙂
Podsumowując, nie wierzę ślepo w to co autor napisał w swojej 250 stronicowej książce, ale nie spina mi się powód, dla którego miałby robić wszystkich w balona, narażając się samemu na fale drwin, wykpiwanie, poświęcając przy tym swoje związki, pieniądze, czas i życie, aby na końcu w akcie desperacji i zmęczenia, najzwyczajniej udostępnić książkę za darmo, z nadzieją, że trafi do tych, do których ma trafić. Ja sam nawet nie pamiętam jak wpadłem na ową książkę, ale ostatecznie nie żałuję poświęconego czasu i zapewne przeczytam ją jeszcze raz.
Na koniec pozwolę sobie zacytować autora i jego wstęp:
“ Napisałem tę książkę w wyniku otrzymanych poleceń, które wykonałem. Jest to sprawozdanie z wydarzeń, które przydarzyły mi się osobiście – co niniejszym potwierdzam.
Zdaje sobie sprawę, że w pewnym stopniu, to nieprawdopodobne opowiadanie może wydać się niektórym czytelnikom powieścią fantastyczno-naukową – całkowicie fikcyjną – ale ja nie mam wyobraźni, która jest niezbędna do takiego wyczynu. To nie jest fikcja.
Czytelnik kierujący się dobrą wiarą rozpozna prawdę w przekazie, który niosę od moich nowych przyjaciół dla ludzi na planecie Ziemi.
Przekaz ten, pomimo wielu odniesień do ras, religii, nie zawiera w sobie ani rasowych, ani też religijnych uprzedzeń ze strony autora.
Michel Desmarquet,
Styczeń, 1989”
Dla tych, którzy, którzy zdecydują się na podróż z Michelem, życzę interesującej lektury.
Po więcej informacji na temat samej “Misji”, można sięgnąć na stronach: